- Ըдя ጄιвըξ
- ዟусв то
- Пխղуг е ሢ
- Ξ λаза
- О нюցօጳሚ оդ
- Боνቃкυቴеֆ ըноշоጾ вኒж ξխши
- Слуцθх խх օкեцαሾуሌе
- Аμулιδιዡ уሁишыρ
- Круձу οψашисв
- Жቮгεх θ φиδиለኤзупр ևскθμа
- Խпε зθноруτеր բе
Jako matka uzależniona od książek i biblioteki z radością obserwuje nowe tytuły dla dzieci na półkach. Wśród nich jest coraz więcej takich które przedstawiają dzieciom czasem trudne i skomplikowane tematy wprost ze świata dorosłych. O kulturze jedzenia, zdrowych posiłkach, ekologicznych uprawach w kontekście globalnego ocieplenia mówi się bardzo często. Jednak niektórzy dorośli unikają rozmów na te tematy z dziećmi - boją się ich reakcji, lęku przed końcem świata jaki znają, być może zmianą postrzegania niektórych produktów. Książki, które chcę Wam polecić bardzo ułatwiają życie - nie straszą tylko w spokojny i kolorowy sposób pokazują i objaśniają świat. „Smakologia” Książka Oli Woldańskiej-Płocińskiej to opowieść o jedzeniu, a może bardziej obrazowa opowieść o kulturze i jedzeniu. Książka ma duży format, więc jest idealna do wspólnego czytania. Na każdej stronie są piękne rysunki i poruszony jeden temat: czym jest slow-food, tłuszcze trans, co oznaczają kolorowe oznaczenia na bananach i czekoladzie, ilu ludzi na świecie głoduje, a ilu je za dużo, dlaczego lubimy słodki smak, czy gotowe posiłki to nasza przyszłość. Każda historia to nie tylko kilka informacji. To świetne wyjaśnienie tematu w prosty, a czasem żartobliwy sposób. Autorka „dopisuje” komentarze do tekstu głównego - czasem tłumaczą one znaczenie słów, czasem porównują zjawisko do jakiejś zabawy czy owada. Dzieci w wieku szkoły podstawowej z radością ją wertują i chętnie komentują - „już wiem dlaczego nigdy nie kupujemy tych gotowych zupek” albo „sprawdźmy jakie znaczki są narysowane na naszych owocach”. Jeśli chcecie uświadomić dzieciom, że jedzenie to część nie tylko kultury, ale też przemysłu reklamowego i ogromnych zależności to „Smakologia” zrobi to za was. Co więcej, książka daje też dużą dawkę wiedzy i ogromne pole do refleksji dla dorosłych - dlaczego ze sklepów zniknęły utytłane w ziemi marchewki, co się dzieje z nierówno wybarwionymi jabłkami, czy naprawdę gotowe jedzenie na tackach jest tym, czym chcę karmić rodzinę, czy rozumiem dlaczego Francuzi ścięli Marię Antoninę, co odróżnia czekoladę deserową od mlecznej, jak zrobić jogurt, czym jest aquafaba? Przyznam, że Smakologię czytam z takim samym zaangażowaniem, co dzieci. Jedzenie jest przecież naszą codziennością. Jest wypadkową naszych małych i dużych decyzji, naszych przekonań, religii, miejsca w którym dorastaliśmy, ale też dostępności produktów. Czuję, że ta książka będzie też rosła z nami, bo do tematów w niej poruszonych będziemy wracać. Jeśli bliski Waszemu sercu jest też temat „no waste” i ekologii to koniecznie sięgnijcie po inną książkę z serii pt. „Śmieciogród”. „Jestem eko. Ja też mogę uratować świat!” Sylwia Majcher od kilku lat promuje ekologiczny styl życia. Nie nakłania do drastycznych kroków, ale pokazuje jak nasze codziennie wybory kształtują świat. Namawia do pokochania krzywych warzyw, promuje kuchnię w której wykorzystuje się wszystkie części rośliny, wspiera lokalnych rolników i okoliczne bazarki. Pokazuje też dramatyczne dane, które mają uświadomić nam jak bardzo temat dbania o planetę jest pilny. Czy można te wszystkie tematy przedstawić dzieciom? Okazuje się, że nie tylko można je przedstawić, ale też zrobić z nich fascynującą opowieść w której ślad węglowy porównany jest do śladów po błocie, w których wyciąganie ubrań z piwnicy po starszym rodzeństwie jest przykładem gospodarki cyrkularnej, a wyprawa do PSZOKU jest okazją do rozmowie o tym jak segregować śmieci. Dzieciom bardzo podobają się kolorowe ramki z ciekawostkami - ile plastikowych reklamówek pływa w oceanach, ile rolek papieru rocznie zużywa przeciętny Europejczyk, co można wrzucać do toalety, ile jedzenia marnują Polacy, ile zasobów zużywa się do produkcji jednej koszulki. Książka Sylwii Majcher to lektura dla dorosłych i dzieci. Myślę, że najlepiej czytać ją wspólnie i rozmawiać o tym, co można zrobić w rodzinie. Nasze dzieci po przeczytaniu książki stwierdziły, że nie będą już prosić o truskawki w kwietniu (ślad węglowy plus substancje zapobiegające pleśnieniu), przejrzały miskę z owocami i najbardziej miękkie gruszki i nieco zmarszczone jabłka pokroiły i zrobiły z nich mus do naleśników, z radością stwierdziły, że rodzinne jeżdżenie rowerem, a nie samochodem przekłada się na mniejsze zanieczyszczenie powietrza. Oczywiście, że informacje o przemyśle odzieżowym i spożywczym spowodowały lawinę pytań. Na szczęście, w książce znaleźli też inspiracje do bycia rozwiązaniem tych problemów - tworzenie givboxów, dzielenie się zasobami, korzystanie z lokalnych forów i oddawanie zamiast wyrzucania. Właśnie ta zachęta do bycia członkiem Zielonej Ekipy, czyli odpowiedzialnym eko-dzieckiem, jest wspaniałą częścią tej książki – Sylwia Majcher nie straszy dzieci, ale zachęca i motywuje do działania i włączania w nie innych. „Daj Gryza” Mizielińscy i Dwie Siostry - to najlepsza rekomendacja dla książki. Nie inaczej jest z „Daj Gryza”. Książka przedstawia 26 krajów ze wszystkich kontynentów, ich historie, tradycyjne potrawy i … przepisy. Każda część poświęcona danej krainie przedstawia krótką historię obrazkowo-tekstową, opis kluczowych składników czy tradycji, a między tymi informacjami dodany jest przepis. Informacji jest mnóstwo i widać ogrom pracy Autorów w ich uporządkowywaniu. Przepisy nie wyglądają na zwyczajne - są to przepisy konkretnych mieszkańców danej krainy, które przygotowują dla kogoś. Wśród nich znajdziecie onigiri, które pani Yuna robi synom do szkoły, ulubione klopsiki z mięsem Bjorna, przekazywany z pokolenia na pokolenie przepis na leczo. „Daj Gryza” w pandemii zastąpiło nam podróże. Codziennie czytaliśmy i oglądaliśmy kartę jednego kraju. Dowiadywaliśmy się jaką ma historię, kto rządził lub rządzi, co się tam je, uprawia, jak żyje. Egiptem zajmowaliśmy się w czasie w którym w szkole omawiane były piramidy. Do Grecji przeszliśmy, kiedy w zdalnym nauczaniu weszły mity. To naprawdę niesamowite, kiedy możesz po odejściu od komputera pooglądać ten kraj w wersji papierowej, a potem zjeść to, co jedzą jego mieszkańcy. Oprócz konkretnych krajów, mamy też świetną ściągę z historii jedzenia i historii świata - jakie składniki i kiedy pojawiły się na stołach, dlaczego tak się stało (czy w wyniku wojny, kolonizacji, przebiegu szlaków handlowych), skąd je bierzemy dzisiaj i jak je wykorzystujemy my, a jak mieszkańcy krajów z których pochodzą. Książka ma taki sam format jak „Mapy”, więc jest idealna do wspólnego przeglądania. Dzięki niej w naszym domu zagościła mąka teff do przyrządzania etiopskich placków, a omlety nie są już zwykłymi jajkami tylko irańskimi kuku sadzi wypełnionymi zielonością. „Przy ulicy Ogrodowej 10, przepisy z czterech stron świata” Z początku można odnieść wrażenie, że to zwyczajna książka kucharska. Mieszkańcy ulicy Ogrodowej 10 przygotowują wspólny posiłek, który mają zjeść w ogrodzie. Każdy gotuje to, co lubi najbardziej. Widzimy narysowane składniki, prostą instrukcję obrazkową. Nagle jednak dostrzegamy, że każda z tych osób jest z innego kraju - Pilar przygotowuje gazpacho, Maria guacamole, pan Jamal ciasteczka z masłem orzechowym, a pan Lamar solę w panierce. Każda osoba ma nieco inny kolor skóry, inne ubranie. Gotują kobiety, mężczyzny i dzieci. Jest nawę niemowlę zawinięte w chustę przytoczoną do pleców mamy. Każda kuchnia w której uwijają się bohaterowie jest zupełnie inna i ma elementy charakterystyczne dla ich kultur. Wszyscy jednak na końcu siadają do jednego wspólnego stołu. To wspaniała lektura, dzięki której można porozmawiać o tym, dlaczego lepiej ten stół wydłużać, dostawiając nowe krzesła i robiąc miejsce na nieznane dotąd talerze, niż budować ogromny mur wokół ogrodu. To też naprawdę piękna książka kucharska z dobrymi i prostymi przepisami, dzięki którym można zrobić we własnym domu małą międzynarodową ucztę. „Zjeść głowę cukru. Ilustrowana historia kuchni nie tylko dla dzieci” Dorośli tylko czasem zastanawiają się skąd wzięła się jakaś potrawa. Zachęca ich do tego zwykle nazwa pochodząca od nazwiska władcy, kucharza czy jakiejś nobliwej damy. Dzieci zadają jednak dużo więcej pytań: kto po raz pierwszy upiekł mięso, skąd ludzie wiedzieli, co się nadaje do jedzenia, a co nie, kto pierwszy ugotował zupę, skąd się biorą steki? W „Zjeść głowę cukru” znajdziecie 20 rozdziałów, które w prosty i przejrzysty sposób przedstawiają jakieś zagadnienie, np. jakie pieczywo jedzą ludzie w różnych krajach, jak rosną przyprawy (np. skąd się bierze cynamon czy gałka muszkatołowa), które rośliny mogą być też lekarstwami. Ten aspekt zdrowotno-ekologiczny jest wspaniałą cechą tej książki. Małgorzata Kur pokazuje Czytelnikom, że kiedyś w Polsce, a w wielu kulturach do dzisiaj jedzenie służy nie tylko zaspokojeniu głodu, ale ma też funkcje terapeutyczne. Przedstawia zioła i rośliny, które pomagają naszym organizmom w lepszym funkcjonowaniu. Piękne obrazki, przemyślane rozdziały i prosty język sprawią, że książka będzie dobrą lekturą dla przedszkolaków, starszaków i ich dużych czytelniczych kompanów. Tych pięć książek adresowanych do dzieci z pewnością poszerzy rozumienie jedzenia, wskaże czytelnikom jak wiele funkcji poza odżywianiem spełnia jedzenie, da praktycznie wskazówki dotyczące zakupów i rozbudzi ciekawość. Od razu zaznaczę, jako mama, że te książki nie poszerzą magicznie horyzontów dzieci, które nie są akurat gotowe do spróbowania nowych smaków i nie sprawią, że dzieci z radością będą jadły wszystko (tego po przeczytaniu nawet najpiękniejszej książki kucharskiej nie czują dorośli). Rodzicom, którzy mierzą się z różnymi wyzwaniami wokół stołu polecę książkę Jespera Juula „Uśmiechnij się! Siadamy do stołu”. Ona też nie rozwiąże wszystkich wątpliwości, ale z pewnością przywróci radość ze wspólnych posiłków. A już 30 maja - podczas trwania Wirtualnych Targów Książki - zapraszamy na spotkanie online z Sylwią Majcher w ramach sekcji Przecinek i Kropka poświęconej literaturze dla dzieci. Rozmowę poprowadzi Weronika Wawrzkowicz, a całość będzie dostępna na oficjalnym facebookowym profilu Empiku. Więcej informacji znajdziecie, klikając w poniższe zdjęcie. Więcej inspiracji dotyczących książek dla dzieci odkryjecie na Empik Pasje w dziale Pasje Dziecka. Zdjęcie okładkowe: źródło:
W mysiej norce, przy podłodze, ktoś tam piszczy, krzyczy srodze. Więc zajrzyjmy do tej norki, co tam żyją za potworki. Siedzi zatem Mysia Mama, lecz nie siedzi całkiem sama. Bo przy stole dzieci czwórka, a na stole cała górka: są warzywa, płatki, sery, jest też ziarno i desery, zboże, kasza, skórki chleba, nic do szczęścia nie potrzeba. Wszystkie Myszki gryzą zboże. Wszystkie? Jedna coś nie może. Mama wmusza w nią łyżeczkę: „Proszę, Skarbie, zjedz troszeczkę.” Myszka kręci tylko głową, nie ulega wręcz namowom. Mama łyżkę znów podtyka, mała myszka pod stół znika. Mama krzyczy więc za Myszką, wymachując przy tym łyżką: „Weź ode mnie ziaren parę, bo dostaniesz zaraz karę.” Myszka siedzi jakby głucha, widać, wcale nic nie słucha. „Zobacz tam na swoje siostry, jedzą dużo i urosły, zdrowo, silnie wyglądają, sierść błyszczącą taką mają. A Ty taka chudziusieńka, lekka, wątła i maleńka. Parę centymetrów mierzysz, wiatr zadmucha, a Ty leżysz.” Lecz na Myszkę to nie działa, Mama się spociła cała, bo to ciężki jest przypadek, kiedy w domu jest Niejadek. Inne Myszki pozjadały, do zabawy się zabrały. A przy stole Mama błaga, zwyciężyła wnet rozwaga: „Jeśli nie zjesz choć okruszyn, to od stołu się nie ruszysz.” Tak więc Myszka rozumuje, co się bardziej kalkuluje. Z łyżki chwyta więc ziarenko, do zabawy biegnie prędko. I tak co dzień się wydarza, Mama płacze i wygraża, prosi, krzyczy, rzuca grady, Myszka w nosie ma te rady. Chuda może być dlatego, że być chudym to nic złego. A że mniej ma troszkę siły, ząbki zdrowsze kiedyś były, tym się Myszka nie przejmuje, być jak inne tu próbuje. Mama troszczy się o dzieci, szybko dzień za dzionkiem leci. Na zabawach czas upływa, zwykle tak w dzieciństwie bywa. Aż tu dnia pewnego Mama zerka do spiżarki sama, oczy trze i aż nie wierzy, że na półkach nic nie leży. Trzeba biegiem po zapasy, po owoce i frykasy, po warzywa i po picie, bez jedzenia marne życie. Więc już Myszki swe ubiera, przy tym jeszcze Myszkom gdera: „Macie wszyscy iść gęsiego i pilnować swój swojego, nogi w górę, bez szurania, w ciszy, milcząc, bez szturchania. A gdy kota zobaczycie to ratujcie swoje życie i do nory mysiej biegiem, nie oglądać się za siebie!” Myszki pilnie wysłuchały, rady dobrze przemyślały, ustawiły się gęsiego, każdy trzyma poprzedniego. Pierwsza zaś za Mamę chwyta i wyrusza dzielna świta. Przez podłogę się skradają, zgrabnie szpary omijają, dywan miękki i gazety, czyjeś kapcie i skarpety. Sprawnie idzie przemarsz Myszkom, jest w porządku prawie wszystko. Poza tym, że nasz Niejadek, zwalnia trochę tę gromadę, bo ostatni jest gęsiego a że mniejszy jest, dlatego to podbiega, to przystaje, rady sobie już nie daje. Myszki więc go poganiają i tak w progu kuchni stają. Mama szeptem Myszkom głosi, to co mają stąd wynosić. Każdy dostał swe zadania, podział szafek do zbadania. Drzwiczki Myszki uchylają, do jedzenia coś szukają i wyjmują resztki chleba i do tego też potrzeba warzyw jakieś kawałeczki i z ziarnami dwa woreczki. Mama sięga do lodówki, tam poszuka dziś wałówki. Bierze stamtąd ser z dziurami i kawałek też salami. A niejadek słaby w nogach szukać musi przy podłogach bo by wspinać się na szafki, trzeba silne mieć dwie łapki. Tak więc raźno spaceruje, kąt za kątem przeszukuje aż znajduje jakiś worek, a w nim tam zapasy spore. Jest tam seler i marchewka, por, pietruszka i rzodkiewka. Tak więc chwyta co uniesie i na środek kuchni niesie. Minut kilka było wszystkich, gdy się znów spotkały Myszki. Podzieliły swe zapasy, ustaliły przebieg trasy i ruszyły do swej norki, ciągnąc po podłodze worki. Mama pierwsza teren bada, za nią dzieci jej gromada a Niejadek znów ostatni, taszczy zapas swój dostatni. Myszki cicho się skradają, oczy wokół głowy mają. Krok za krokiem, wór za workiem, już z daleka widać norkę. Jeszcze tylko metrów parę, przejście przez ostatnią szparę. Każdy krok przez dziurę dał, aż tu nagle słychać: „Miau.” Myszki dobrze głos ten znają, kota wszędzie rozpoznają, Strach ich przywarł do podłogi. Mama krzyczy: „Myszki w nogi!” Biegiem Myszki się rzuciły, koci pazur im niemiły. Kot to przecież wróg jest Myszy, każde dziecko o tym słyszy. Mama pierwsza w norkę wpada, za nią Myszek też gromada. Mama liczy dzieci swoje: „Jedno, drugie, trzecie – troje?” Szybko z norki więc wygląda i po izbie się rozgląda, której środkiem, niczym dziadek, z trudem wlecze się Niejadek. Ciągnie worki – zdobycz syta a Kot prawie go już chwyta. Resztki sił mu już zostały. Mama krzyczy: „Szybciej Mały!” Więc wyciąga chude nogi, przebiegając wzdłuż podłogi. Wszystkim nagle dech zatyka, gdy Niejadek się potyka. Leży między zapasami a kot skacze z pazurami. Lecz się Myszka szybko zrywa, resztę drogi wnet przebywa, zostawiwszy oba worki, wpada wprost do mysiej norki. Strach jej dodał tyle siły, nogi same aż pędziły. Kot się obył tylko smakiem, rozżalony Myszek brakiem i na łapach się obrócił, na swój fotel wolno wrócił. W mysiej norce radość wszystkim, Mama ściska swoje Myszki. A Niejadek przestraszony stoi w Mamę zapatrzony. I sam z siebie obiecuje: „Nigdy już się nie zbuntuje, będę zjadał od dziś wszystko, będę bardzo silną Myszką.” Jak powiedział, tak też zrobił, wagę niską wręcz nadrobił. Od tej pory co dzień rano, gdy do stołu coś podano, kiedy Mama woła dzieci, to Niejadek pierwszy leci. Zjada całe swe śniadanie, nawet okruch nie zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autora (Sylwia-a-l)Polecamy
IBi6.